--> -->


Z Yogą on the Rocks w Pokrzywniku 11. cz. II

no

„Wszechświat raduje się, kiedy człowiek czuje się jego cząsteczką, i gotowy jest służyć mu i pomysły człowieka przeistoczyć w rzeczywistość.”

Może niektórzy z Was pamiętają majowy wpis z weekendu jogi w Pokrzywniku 11? Na tej pamiętnej wyprawie ewidentnie porwało nam kawałek serca. Ono wrosło jak nasionko w ziemię tamtych rejonów i zakochało się w mocy praktyk jogi na drewnianym poddaszu. Stefan i Anetka mistrzowsko odżywiali nas przepysznym jedzeniem, a Małgosia ogrzała swoimi promykami. Czuję się jak prawdziwy szczęściarz, bo dane mi było po raz kolejny poczuć błogość i oczyszczenie. To jak sen na jawie. Otacza Cię boska przyroda, z kranu leci krystaliczna woda, gospodarze niczym z powieści romantycznych, nad wszystkim czuwa anioł, a wokół kolorowe, otwarte dusze. Wciągające, rozweselające do łez, bliskie (choć pierwszy raz spotkane), wyjątkowe. Wygląda na to, że znaleźliśmy prawdziwą oazę, która w przedziwny sposób przyciąga doskonałe zjawiska. W tych zjazdach nie ma nic przypadkowego. „Istnieją dla tych, dla których istnieją”.

P O R A N K I

2029222640Były mleczne mgły, pianie koguta, babie lato a na niej poranna rosa. To wszystko wchodziło przez drewniane okna i łagodnie rozbudzało. Stefan i Anetka krzątali się od świtu w kuchni, a domownicy wylatywali jak poranne ptaszki z niecierpliwością czekając na kuchenne ucztowanie…było obłędnie. Totalnym hitem śniadaniowym okazała się pasta z dyni hokkaido w kolorze kurkumy. W smaku przypominała pastę jajeczną jakiej jeszcze nigdy nie jedliście, bo tak pysznej. Poprzetykana zieloną pietruchą i chrupiącą cebulką oraz gorczycą! Skrada serca wszystkich. Chcieliśmy poznać jej przepis, ale niestety okazał się wielką tajemnicą. To sprowokowało namiętne zgadywanie przy stole i moje późniejsze wielkie poszukiwanie tamtego smaku. Nie ukrywam, że przetrzepałam internet i rozpoczęłam masową produkcję już w u siebie w Raciborzu, zaraz po powrocie. Moja siostra, która od zawsze nie rusza warzyw, o mało nie zadławiła się ze szczęścia. Moja mama śle smsy o przepis i kontynuuje kolejne eksperymety. Chyba nie muszę podkreślać, że w wykonaniu Anetki to była O B Ł Ę D N A pasta dyniowa, po którą nawet panowie z ekipy telewizyjnej programu kulinarnego Jadłonomii pukali w szybki kuchenne „StefAnetek”:),  podczas gdy my pałaszowaliśmy ją bez opamiętania. Tak… to wszystko się wydarzyło za sprawą tajemniczego przepisu, której autorką jest Pani Ania, przyjaciółka Pokrzywnika 11. Już niestety nie poznamy jej osobiście, ale z niecierpliwością czekamy na książkowe wydanie jej genialnych przepisów. Ja może wyślę Wam moją zgadulową interpretację w następnym poście, choć przyznam się, że mam małe obawy, że może lepiej zaczekać na odpowiedź ze źródła?:). Jak myślicie?

P O R A N N A   J O G A   W   „O R Z E C H O W Y M”

1038353734Zanim trafiłam na Yogę on the Rocks w Pokrzywniku, ćwiczyłam w jednym z miejskich klubów, no  i wiecie…super ćwiczenia na giętkie ciałko, a w tle hałasy spadających sztang, wiatraki z klimatyzacji, itd. Trening jak wiele innych, z akcentem relaksacyjnym. Natomiast taki weekend z jogą w malutkiej grupie, w domowym pokoju, w słońcu i świeżym powietrzem wchodzącym wraz ze śpiewem ptaszków, to zupełnie inna bajka. Tutaj przez ponad godzinę w płynnych ruchach, z zamkniętymi powiekami podążasz w takt melodyjnych wskazówek Małgo i odlatujesz. Jest Ci błogo, jest Ci dobrze i niczego Ci nie brakuje.

J E S I E N N A   A U R A

854321Jesień w Pokrzywniku jest tak dorodna! Czy wy widzicie te jabłonie! Tak samo wyglądały śliwki i grusze. Ja w życiu czegoś takiego nie widziałam. Jabłka dosłownie walały się wszędzie. Piękne, pachnące i co najważniejsze, nie pryskane. Anetka na pożegnanie zrobiła nam pieczone z malinami, miodem i migdałami. Jeśli grzeszyć po wegańsku to zdecydowanie w Pokrzywniku. Tam nie tylko zobaczycie, ale i poczujecie smak prawdziwej „polskiej złotej jesieni”. Czuję, że powinnam już skończyć zachwalać, bo oni nie odgonią się od chętnych jak od much. Zerknijcie jeszcze tylko na poniższe zdjęcia, niestety nienajlepszej jakości, talerzy oraz naprężonych sylwetek, gotowych do ataku przy stole. Gdybym chciała fotografować z namaszczeniem, to musiałabym oblizać się ze smakiem i chodzić głodna. Jedzenie znikało w mgnieniu oka. A to wszystko wegańskie!37153916

W I E C Z O R Y  Z  J O G Ą

Popołudniami spotykaliśmy się na kolejną sesję. Mogliśmy znowu położyć się wygodnie, zamknąć oczy i medytować ćwicząc. Asany były pozornie proste, wymagały jedynie i aż odcięcia się od własnych myśli … samooceny, krytyki, zniechęcenia, napięcia, tego wszystkiego co przeszkadza nam na codzień. To nieskupianie się na pozycjach ciał, lecz wtapianie się w nie i odpuszczanie, mnie osobiście totalnie relaksuje i pomaga zrozumieć, że wtedy mogę więcej i lepiej. Dzięki Małgosi i temu świetnie zoorganizowanemu wyjazdowi, wiele się we mnie zmieniło. Dla mnie była to podróż do bajkowej krainy, do przyrody i w głąb siebie. Taka wielowymiarowa wycieczka do Źródła. Namaste.  111213

W S P Ó Ł U C Z E S T N I C Y

323328Na koniec mam ogromną ochotę podziękować Wam wszystkim za wspaniałe rozmowy przy stole, za śmiech do łez (Arek jesteś mistrzem puenty), za otwartość przy rozmowach w kręgu. Stworzyliśmy prawdziwą tęczę nad polami z dwoma amorkami, czyli Stasiem i jeszcze nienarodzonym bratem lub siostrą. Pokrzywnikowa rodzino, dedykuję Wam tego posta, żebyście mogli wracać do naszych wspólnych wrześniowych dni, Dziękuję i do zobaczenia! 14