--> -->


Raport treningowy – tydzień 18

RT

Z nieba do piekła, tak jednym zdaniem mogę podsumować mijający tydzień. Organizm od poniedziałku dawał mi drobne wskazówki, że to już czas na wyhamowanie z kilometrażem ale jak zawsze ambicja zwyciężyła nad zdrowym rozsądkiem i postawiłem na wybieganie wszystkiego od dechy do dechy co pod koniec tygodnia zakończyło się dla mnie solidną karą.

 

  • Jednostka specjalna 1.

8 km BS +10 x 250 BPG + 3 km BS suma – 17 km

Siła „na lenia”, most pod domem.

  • Jednostka specjalna 2.

4 km BS + 5 km P/4 min. BS + 3 x 3,2 P/2 min. reg. + 4km BS suma – 24 km

Trening robiony w czwartek na krytej bieżni stadionu olimpijskiego Bislett. Tempo progowe wychodziło idealnie w przedziałach 3.35-3.36/km jednak czułem w nogach, że będzie mnie  to dużo kosztować ale za wszelką cenę chciałem utrzymać tempo w jakim rozpocząłem trening. Ostatni odcinek to już była walka na całego. Nie są to jakieś straszne prędkości dla mnie, lecz w tym okresie bieganie progowe jest dla mnie zawsze ciężkie. Piątkowy trening to już było zwyczajne człapanie, nogi były już całkowicie zalane betonem i był to kolejny znak żeby dać na luz. Jednak euforia po dobrym czwartkowym treningu nie pozwalała mi wyhamować.

  • Jednostka specjalna 3.

4 km BS + 21 km TM + 3,2 BS suma – 28,2 km

Jako że nie planuję przed maratonem żadnych zawodów testowych, ten trening miał mi dać odpowiedź jakim tempem będę biegł w Bostonie. Założenie było takie, że po rozgrzewce biegnę ok 24 kilometry po 3.44/45 i jeśli będzie dobrze to końcowe metry jeszcze lekko dokręcam. Wszystko było dobrze do 11 km ale po chwili złapała mnie kolka, żeby zniwelować ból musiałem zwolnić, wskoczyły czarne myśli, że tak ważny trening zakończy się fiaskiem. Słaba głowa tego dnia wręcz podpowiadała mi, wracaj do domu cieniasie, tempo spadało wyraźnie co kilometr. Po ponad godzinie biegu, nogi zaczęły odmawiać posłuszeństwa i w tym momencie postanowiłem, że postaram się dociągnąć tą żenadę chociaż do okolic półmaratonu i z podkulonym ogonem wrócę truchtem do domu.

Suma tygodnia – 136 km

Już tylko 35 dni do maratonu. Rozpoczynam tydzień z małą objętością i mam nadzieje, że dzięki temu złapie trochę świeżości. Wiem gdzie popełniłem błędy, także czas wyciągnąć z nich wnioski.

Nieudany trening potrafi podciąć skrzydła i obniżyć lekko morale, ale to nie czas na zamartwianie się, więc głowa do góry i jedziemy dalej! Wiosna nadciąga do Oslo!